Otóż kilkanaście dni wstecz przemieszczając się w prędkościach oscylujących gdzieś pomiędzy barierą dźwięku a światła, czyli klaksonu tego za mną a koguta tego za mną, usłyszałem w mojej małej jakiś szum inny niż zwykle. Przez moment zignorowałem fakt (jak blondynka z kawału, której zapaliła się kontrolka, facet zaczął do niej krzyczeć "OLEJ" więc ona olała), jednak znajomy, który dosiadł się do mnie chwilę później, również na tym dźwięku skupił swoją uwagę. Zatrzymaliśmy się i po przeprowadzonej na szybko ekspertyzie skomplikowanego urządzenia pomiarowego stwierdziliśmy zgon opony bo kapeć. Mieszanka, tlenu, azotu, złotocennego CO2 i paru innych gazów szlachetnych sprytnie spierdzieliła do środowiska, w którym występuje naturalnie. No tak, niedzielne popołudnie i szukaj tu wulkanizatora na etacie.
Jakie to szczęście, że przyszło mi żyć w czasach, w których internet jest zawsze w kieszeni. Szybki rekonesans googla i wyskoczyła wulkanizacja 24h w całkiem nieodległej rzeczywistości. Podjeżdżam na miejsce - zamknięte. Dzwonię pod numer naklejony na drzwiach - pan mówi, że może być za 15 minut. Myślę sobie - ok, w zasadzie i tak jestem uziemiony - ale coś mnie tknęło aby zapytać czy obsługują runflat'y. Jak myślicie, co powiedział? "Niestety, takich opon nie obsługujemy" Poczułem się jakbym jadł Werthers Originals - jako ktoś wyjątkowy, chociaż z drugiej strony za chwilę uprzytomniłem sobie, że jednak jeżdżę Oplem.
Zawinęliśmy ze znajomym na super wyjątkowych, aczkolwiek niesprawnych oponach i pojechaliśmy do pobliskiego Norauto. Stałem 20 min w kolejce do konsultanta, który uświadomił mnie, że moja wyjątkowość będzie kosztowała 75zł, do tego muszę ponad godzinę poczekać, a kluczyki od auta oddać im teraz, bo inaczej nikt mnie w tej kolejce nie uwzględni. Korzystając z kieszonkowego internetu znalazłem kolejną wulkanizację 24h w okolicy. Szybki telefon, okazało się, że pan jest na miejscu i robi w pocie czoła, nawet runflat'y.
Byliśmy tam po 10 minutach, okazało się, że nie ma kolejki więc wstrzeliliśmy się od razu na podnośnik i pan przystąpił do dzieła. Po sprawdzeniu czy jest dziura, założył koło na maszynę i cyk-pyk zdjął oponę z felgi. Kiedy zaklejał nieszczęsną dziurę po gwoździu (cholera żeby w stołecznym mieście, metropolii, wzorze wszelkich cnót i doskonałości gwoździe walały się po ulicy! chociaż pewnie teraz rodowici powiedzą, że pewnie sam ze słoikami przywiozłem) zapytał jakby od niechcenia: "a dlaczego przez telefon pytał pan, czy robimy runflat'y?" To mnie gość zaskoczył, no! Większość nie obsługiwała, albo chciała za obsługę takich opon gruby szmal, a ten mnie pyta dlaczego ja pytam. Więc wyjaśniłem panu to co wyjaśniłem wyżej.
Co takiego powiedział mi pan wulkanizator, że postanowiłem naskrobać z tego artykuł? Otóż powiedział, że cały pic nie polega na super ekstra kosmicznej mieszance, której podobno nie można naprawiać. Można i robi się to z takim samym skutkiem jak w oponach dla plebsu. Problem polega na sztywnych ściankach bocznych, z którymi większość "wykwalifikowanych" panów Heńków w wulkanizacjach ma problem. Nie potrafią opony zdjąć z koła. Jeśli jednak jakiś Pan Henryk takową oponę z koła zdjąć potrafi to liczy sobie za taką usługę jak cygan za matkę. A ja w wulkanizacji przy Trasie Toruńskiej zostałem obsłużony szybko, kompetentnie i za całkiem przyzwoitą cenę. Zapłaciłem dużo mniej niż chcieli ode mnie markeciarze z Norauto i nie musiałem spędzać przymusowego niedzielnego popołudnia czekając w kolejce w markecie motoryzacyjnym.
Więc jeśli ktoś zechce Wam wciskać kit o super wyjątkowości Waszych opon i rżnąć Was tym samym na dutki - chyba warto wiedzieć na czym się stoi.
źródło: Bridgestone Polska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz