Na blogu kolejne spóźnione informacje, bo wszyscy tam byli, wszyscy już widzieli, tylko ja jak zwykle nie mogłem bo znowu coś pokrzyżowało mi plany. Tydzień temu w niedzielę, w Chełmie, jeżdżone było całkiem grubaśnie na Rallysprincie, który ogłaszaliśmy na blogu, zaprzyjaźnionych fanpage'ach i innych internetach. Organizatorem była ekipa CCR i chełmski Automobilklub. R'n'R zrobił plakat i pisnął kilka słówek w sieci na temat tego co będzie się działo. Relacja miała być szybciej, więcej, lepiej i bardziej ale - jak to mówią klasyki polskiej współczesnej muzyki blokowej - życie depcze wyobraźnię. Potrzeba zgłębiania poststudyjnej edukacji i poszerzania horyzontów intelektualnych wygnała mnie do stolicy, siłą rzeczy nie mogłem być obecny na Rallysprincie, a szkoda bo działo się mega dużo i bardzo grubo!
Jako, że nie byłem obecny ciałem na imprezie, a relację obiecałem - postanowiłem zastosować iście korporacyjny trick wzięty wprost z teorii zarządzania i posłużyć się często dzisiaj wykorzystywanym outsourcingiem usług. W związku z tym relację z pojeżdżawki serwuje Wam Wojtek - mój osobisty przyjaciel, członek ekipy CCR, kierownik grubo wypaśnego Saxo VTS, z którym do tej pory nie ustawiłem się na pojechanie - żeby saxo nie objechało astry, który wieczorami wyjeżdza na miasto tylko po to, żeby pokazać wszelkiej maści hondziarzom gdzie te ich japońskie raki zimują.
O tutaj niżej zaczyna się relacja:
19. runda Pucharu Okręgu Lubelskiego w RallySprintach... Czyli pełna beczka zabawy z łyżką mordoru :)
Ciężka pobudka, gruz na japie, bo przecież 10:00 w niedzielę to środek nocy, ale po szybkim ogarze i porannym zapchaniu kiszki można było zapiąć 5 punktowe pasy i pogonić na miejsce zbiórki, czyli pod Miejską Halę Sportową. Na miejscu zastaliśmy już kilku kierowców, którzy przyjechali ze skrajnych zakątków województwa, np. z Białej Podlaskiej, Zamościa czy Lublina. Aby tradycji pojeżdżawek stało się za dość, nie mogło zabraknąć lekkiej obsuwy ze startem imprezy. Jednak nikt nie miał tego faktu nikomu za złe. Być może to nawet lepiej, że się tak stało, bo po 10:00 dojechało jeszcze kilku zawodników, m.in. ekipa subaryn z Lublina i paru spóźnionych lokalesów.
Około 11:00 wyruszyliśmy na pierwsza próbę, która miała miejsce w Zawadówce na terenie nieczynnych już zakładów drzewnych. Tam zastaliśmy bardzo ciekawą trasę, która prowadziła przez
dwie opuszczone hale produkcyjne oraz szereg uliczek wewnętrznych. Zaczęliśmy najpierw pieszym obchodem trasy, a następnie objazdem w kolumnie samochodów tak, aby każdy mógł zapamiętać trasę (niestety nie dysponowaliśmy mapkami przejazdów). Jeżeli chodzi o specyfikę trasy to było szybko, miejscami nieco ciasno i technicznie (szczególnie w halach).
Na starcie stanęły 23 ekipy podzielone na 4 klasy w zależności od pojemności. Wszystko przebiegało całkiem sprawnie w mega luźnej atmosferze. Sielankowy klimat przerwał poważnie wyglądający dzwon Małgorzaty Szopy w Suzuki Swifcie w trakcie trzeciego przejazdu. Tak się złożyło, że na odcinku pomiędzy pierwszą, a drugą halą niefartownie poszła dachem. Dzięki klatce skończyło się na dużym strachu i bez strat w ludziach, ale Suzuki będzie musiało odbyć poważną rekonwalescencję. Po usunięciu zieloneej Suzy i ogarnięciu szkła, można było cisnąć dalej.
Ta próba nie była szczęśliwa również dla nas, 20 metrów od miejsca dachowania Suzy nasza skrzynia biegów powiedziała „pierdole taki żywot” i urwała się z łapy. Dojechaliśmy próbę do końca, ale o dalszej jeździe nie było mowy, silnik panoszący się luźno po całej komorze nie napawał optymistycznie. Ostatnią ofiarą Zawadówki był Andrzej Tchórzewski, którego poduszka pod silnikiem także powiedziała „zrywam się stąd”.
W związku z nieplanowanymi kwestiami w(y)padkowymi, przebieg imprezy przesunął się o jakąś godzinę, więc wspólnie doszliśmy do wniosku, że zamiast pachołków na parkingu Albatros, lepiej pokręcić się dłużej na zdecydowanie bardziej urozmaiconej Zawadówce, a potem jeszcze pojechać próbę na ExBudzie, więc suma summarum zamiast planowanych czterech miejsc, skończyło się na dwóch - za to dużo ciekawszych. Myślę, że nikt z tego powodu nie narzekał :)
Po zakończeniu rywalizacji na zakładach drzewnych (w sumie 4 przejazdy), wszyscy przenieśmy się na Exbud (my oczywiście na lince holowniczej). Tutaj planowane były także cztery przejazdy. Wszystko szło całkiem sprawnie i bez obsuwy. Na tej próbie kierowcy mieli wszystko co do rajdowego szczęścia potrzebne - troszkę luźnej nawierzchni w lasku i sporo asfaltu, gdzie można było pójść pełnym piecem. Oczywiście nie obyło się bez kolejnych delikatnych incydentów i tutaj palma pierwszeństwa należy się Jarkowi Malcowi, który na ostatniej próbie poszedł takim piecem, że jego koło osiągnęło największą
powierzchnię styczną z ziemią... urwało się wszystko i leżało bokiem! Efekt? Urwane niemal wszystko co było do urwania: poległ wahacz, zwrotnica, stabilizator, sprężyna, a jedynymi elementami zespalającym koło z nadwoziem był przewód hamulcowy i drążek kierowniczy. Ciekawostka? Felga cała, prosta, prawie jak nówka sztuka... Ruskie kute alusy nie gniotsja, nie łamiotsja. Z tego co wiem, dłużny bratu nie był także Bogdan Malec w Clio Rsi, który w tym samym miejscu także pocałował podwoziem krawężnik, na szczęście na prostym kole.
powierzchnię styczną z ziemią... urwało się wszystko i leżało bokiem! Efekt? Urwane niemal wszystko co było do urwania: poległ wahacz, zwrotnica, stabilizator, sprężyna, a jedynymi elementami zespalającym koło z nadwoziem był przewód hamulcowy i drążek kierowniczy. Ciekawostka? Felga cała, prosta, prawie jak nówka sztuka... Ruskie kute alusy nie gniotsja, nie łamiotsja. Z tego co wiem, dłużny bratu nie był także Bogdan Malec w Clio Rsi, który w tym samym miejscu także pocałował podwoziem krawężnik, na szczęście na prostym kole.
Słowem podsumowania - było bardzo elegancko. Pomimo że nie odbyły się wszystkie próby to zabawa była przednia. Dużo śmiechu, świetna atmosfera, zdrowa rywalizacja i ekstra pogoda! Czego więc chcieć więcej? W moim przypadku może tylko mocniejszej skrzynki ;).
Rallysprint zakończył się obiadem w restauracji Hades w Chełmie, gdzie wszyscy mogli zapoznać się
z wynikami (dostępne pod linkiem http://www.automobilklub.chelm.pl/wyniki.php) oraz odebrać zasłużone medale. Niestety, ekipa CCR nie była tam obecna, ponieważ w tym czasie pakowaliśmy na lawetę niemal trójkołowe Punto Jarka, co było nie lada logistycznym wyzwaniem. Ale udało się! I pozostały ekstra wspomnienia, a to liczy się najbardziej!
tekst i zdjęcia
Wojtek, Saxo VTS
Chełmskie Centrum Rajdowe
Wojtek, Saxo VTS
Chełmskie Centrum Rajdowe
Minigaleria
Więcej zdjęć z imprezy na fanpage CCR:
www.facebook.com/CCRchelmskiecentrumrajdowe
www.facebook.com/CCRchelmskiecentrumrajdowe
"będzie musiało odbyć poważną rekonwalescencję" - z Suzim (inaczej mówiąc Groszkiem-bo tak sie zwie) nie było aż tak źle, podłużnica się aby cofnęła. Autko całe i zdrowe 13 października było upalane na torze w Biłgoraju :)
OdpowiedzUsuńUff... no na całe szczęście :)
OdpowiedzUsuń